No i słowo ciałem się stało. We wspomnianym miejscu zaczyna robić się błotko, bo nawet żwir, który majstry dodatkowo wysypały na wspomnianym nasypie już się częściowo rozjeździł (a to dopiero pierwszy dzień deszczów). Na szczęście zalania ulicy nie trzeba się obawiać, bowiem właz od deszczówki, który przed remontem wszyscy omijali stał się po "remoncie" częścią jezdni i teraz nie wytrzymując nacisku się zapadł. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo teraz jest przynajmniej dziura, którą może odpłynąć woda z ulicy (o rozwiązanie zagadki dlaczego miasto wybudowało deszczówkę, a nie zrobiło do niej krat ściekowych pytajcie w urzędzie)
Tylko czekać aż ktoś na tej dziurze złamie sobie nogę albo urwie zawieszenie. Jak tego nie naprawią, to prędzej czy później wpadnie ktoś do studni razem z tym włazem który póki co jeszcze jakoś się trzyma.