przez sapiecha1 » Śr, 31 paź 2012, 13:22
Odświeżę temat na podstawie własnych doświadczeń.
1. Sytuacja z września.
Mój ojciec (76 lat po udarze, ale na chodzie) rano, gdy szedłem do roboty polegiwał. Ale miał prawo bo wiek itp. Żona wróciła wcześnie z pracy (w piątki ma tylko 2 lekcje), a on cały czas leży. Jak go wypytała, to stwierdził że mu słabo i ma idiotyczne ciśnienie. Nic, telefon do mnie, a ja mam podejrzenie że to kolejny udar. Dzwonię do kolejowego (bo tam leżał 2 lata temu), udaje mi się dodzwonić do ordynatora, referuję temat i słyszę że nie jest dobrze i Pan doktor widzi go na oddziale, tylko mam nie wieźć go sam. Zwalniam się z roboty, w międzyczasie powiadamiam żonę, ta dzwoni na pogotowie. Tam znów referuje o co chodzi, dyspozytorka uczciwie mówi że ma tylko karetkę do ciężkich przypadków, a ojciec jest stabilny i jej szkoda wysyłać taki zespół, lecz jeśli będzie musiała, to to zrobi, ale należy zamówić lekarza w Piastunie. Wysiadam z pociągu i do przychodni. Wszystkie numerki wydane, poprosić lekarza o kwit na przewóz, bo wizyt domowych dziś już nie będzie. Pod gabinet, chcę wejść tylko po kwit na przewóz, a tu mnie ludziska "zaszczekali" i nie wpuścili. Do rejestracji, by babka załatwiła mi ten kwit, a ta mówi że nie, że muszę czekać w kolejce do upadłego. Co robię, do domu, ojca w samochód i do kolejowego. Co wyszło spytacie? Zostałem ochrzaniony, ojciec miał zawał, może nie ciężki, ale długo trwający i natychmiast przewieźli go na Banacha.
Nasza przychodnia okazała się zupełnie bezradna i niewydolna.
2. Przypadek wczorajszy.
Dyrektorka wczoraj żonę wywaliła ze szkoły do lekarza, bo tak była chora, a że w szkole wśród nauczycieli "pomór" i tak chciała uczyć, ale dostała rozkaz "do lekarza, ale już". Zjawia się w przychodni, numerków brak, pani spyta się lekarza (pani Dobek). Idzie pod gabinet, już ktoś czeka z takim samym tematem. Wychodzi pacjent, kolejnym jest starszy ksiądz. Gościu wchodzi z księdzem, drzwi się zamykają i słychać wrzask, wyzwiska i w ogóle. Ksiądz wychodzi z tym facetem i próbuje go uspokoić, tak Pani doktór się na niego wydarła, że gościu ledwo wyszedł o własnych siłach. Żona już nie próbuje, idzie do rejestracji. Szansa na lekarza jest, ale na nocnej pomocy, po 18. Pojechała przed 18, była druga w kolejce. Lekarz zjawił się z około półgodzinnym opóźnieniem. Lekarz ortopeda zdiagnozował u żony zapalenie zatok. Fakt, "łeb jej pękał", ale do tego ma kaszel, gorączkę, bolą ją wszystkie mięśnie i jest mocno osłabiona. Leki zbliżone, ale czy ortopeda jest dobrym rozwiązaniem na nocnej pomocy? i kwestia druga. Jakim prawem Pani Dobek wydarła się na chorego i to tak że wszystko było na korytarzu słychać? Czy to metoda na pozbywanie się kolejek? na zrażanie do siebie pacjentów?
Inna sprawa, jak żona czekała na przyjęcie na nocną pomoc, Pan Witecki nadal przyjmował chore dzieci, pomimo że pracował do 18, a było już grubo po 19. Co lekarz, to lekarz. Przychodnia ta sama, a opieka inna.
Co wy na to powiecie? Jakie macie opinie o tych "porządkach" w przychodni?