Z podstawówką to jest skomplikowane, bo dzieciaki mają się głównie bawić ruchem, a nie robić trening wyczynowy. W przeszłości szkoła zraziła wiele osób do sportu przez zbyt instrumentalne i surowe podejście do wf-u. Pamiętam, że gdy biegaliśmy w szkole na 800 m., to oceniano każdego wg tych samych kryteriów czasowych - chudych i grubych, zdrowych i chorych. W ten sposób utrwaliło się szkodliwe dla zdrowia i życia przekonanie, że powinno się biegać jak najszybciej, a nie w tempie dopasowanym do własnego tętna. W efekcie dla wielu wspomnienie z biegania pozostało koszmarem (a powinno być przyjemnością dla każdego).
W ogóle to za mało u nas się ludzie cieszą ruchem - jak sport, to ma być od razu wyczynowy, treningi, zawody. Dlatego 90% dorosłych nie chce mieć z tym nic wspólnego - boją się, że będą za mało zawodowi, że ktoś ich wyśmieje. Mało jest organizacji, które działają na rzecz przełamania tego głupiego stereotypu. Ludzi wciąż dziwi to, że ktoś biega po osiedlu (a gdzie ma biegać)? Miasto też powinno zmienić swoją politykę - gdyby na 1 maja zrobić biegi na krótszy dystans (np. 5 km) i rozlosować kilka naprawdę cennych nagród wśród WSZYSTKICH uczestników, którzy doczłapali do mety (a nie tych, co byli pierwsi), to ludzie zobaczyliby, że warto, że się opłaca, bo sąsiad przyniósł do domu cenną rzecz za to tylko, że przetruchtał te 5 km.