Wystarczy, że znowu zaczniecie wsadzać do więzienia ludzi za głoszenie poglądów sprzecznych z nauką świętego kościoła.

Acha czyli obawiasz się powrotu stosów??
Hmm... po drodze był Sobór Watykański II i radzę się z nim zapoznać, bo on wyklucza stosowanie takich metod. Zakłada wolność wiary każdego człowieka, ale nie broni nazywania rzeczy po imieniu tzn co jest grzechem

Dzisiejsze nauczanie religi jest bez sensu. Jest to przedmiot tylko i wyłącznie wiedzowy. Nie ma nic wspólnego z krzewieniem wiary czy zachęcaniem do udziału w życiu parafii. Księża przekazuja dzieciom suche fakty. Jak na historii czy wos. Większość dzieciaków chodzi bo musi.
To ze wprowadzono wlicząnie religi do sredniej to nie sukces kleru a raczej porazka. Bo musieli użyć rozwiązań systemówych aby zmusić dzieci do aktywnego udziału w lekcjach religi.
Do dziś pamiętam sytuację jak chodząc na rekolekcje z liceum w kościele był niemal terror. Księża czający się z tylu, pilnujacy by nikt nie wychodzil nie rozmawiał... To jest właściwe podejście?
No i na koniec pewien paradoks. Księża mają najwięcej do powiedzenia na temat antykoncepcji aborcji miłości małżeńskiej. Czyli o rzeczach o których nie mają pojęcia.

Chodziło mi raczej o to ze ich to nie dotyczy. Można przeczytać mnóstwo różnych książek i studiować na najlepszych uniwersytetach ale uczenie przez księdza jak postępowac w kwestii antykoncepcji to tak jakby osoba która chodziła tylko na teorie prawa jazdy uczyła jeździć kierowce który codzień jeździ po Warszawie.

Przede wszystkim rodzice nie zapisują swoich pociech na lekcje religi. Bo jest na nie zapisany każdy "z automatu". A rodzic może co najwyżej podjąć decyzję o rezygnacji z posylania dziecka na katechezę. Ksiądz oczywiście nie zmusza do chodzenie na religie. Ale takie niechodzenie może w przyszłości odbic się czkawka. Np przy bierzmowaniu czy slubie. To taki paradoks. W szkole nie powinno się oceniać religijności dziecka tylko wiedzę. A często jest tak ze ministranci lub osoby udzielajace się w parafii mają wyższe oceny choć niekoniecznie większa wiedzę.

Przy bierzmowaniu i ślubie wcale nie odbije się to czkawką, że ktoś nie chodził na religię. Jeśli nie chodził, to znaczy, ze jest niewierzący. Po co mu zatem bierzmowanie i ślub koscielny? Dla picu? Taki traktowanie sprawy świadczy o zupełnym braku dojrzałości i odpowiedzialności za swoje wybory.

To ze ktoś może nie chcieć chodzić na religie nie oznacza ze 10 lat później nie może zacząć z własnej woli regularnie w życiu kk.