W Warszawie jest nieco łatwiej bo jest SM. U nas nie ma a pan burmistrz policji nigdzie nasłać nie może. Ale ogólnie masz rację że jak pokombinować to coś by się dało zrobić. Ekspresowe usuwanie może nie jest najlepszym wyjściem bo w końcu nie każdy zaniedbany samochód jest porzucony. Ale kilka miesięcy to już zdecydowanie za długo.

Poza tym aby ustawić znak (nawet na kilka godzin) potrzebny jest projekt organizacji ruchu. Zaopiniowany przez policję i zatwierdzony przez zarządcę drogi. A to kosztuje.

Zarządcą większości dróg, na których stoją te wraki, jest gmina.
Policja jakby wiedziała jaki jest cel postawienia znaku, natychmiast by go pozytywnie zaopiniowała, bo następnego dnia już by bloczki były w robocie.
Pozostaje koszt pracy urzędnika, znaku ze słupkiem, ekipy z łopatą i samochodem (znak nie musi stać wieki, a ze 4 tygodnie).

W twoim rozumowaniu jest kilka błędów.

1. Co właściwie by dał taki znak? Mandaty? Policja może tylko wystawić mandat jak kogoś w tym samochodzie zastanie. W przeciwnym razie za wycieraczką zostawiają wezwanie do stawiennictwa na komendzie (po to by tam wypisać mandat). A jak ktoś nie przyjdzie? Cóż... Zawsze może powiedzieć że nic o tym nie wiedział i guzik można mu zrobić. Bo w świetle prawa wezwanie które wciąż jest wetknięte za wycieraczką jest niedoręczone. A więc nie można kogoś ścigać za to że się nie stawił. Odholować oczywiście taki pojazd można ale w praktyce jeżeli nie zagraża on bezpieczeństwu ruchu to się tego nie robi. Zresztą sam wiesz że i warszawska SM woli zakładać blokady niż holować. Tyle w temacie nękania tych którzy stoją na zakazie (zarówno stałym jak i czasowym).

2. Policja nie ocenia projektu pod względem uzasadnienia tylko pod względem zgodności z przepisami ruchu drogowego. Z tego co wiem mają na to 30 dni i nie wiadomo czy da się to zrobić na już. Przecież nasza pruszkowska komenda opiniuje wnioski z całego powiatu.

3. Napisanie projektu czasowej organizacji ruchu nie jest proste i na pewno nie da się tego zrobić na zasadzie kopiuj-wklej z internetu. Trzeba to umieć. Dlatego wynajęcie firmy zewnętrznej jest jedynym rozwiązaniem. A to kosztuje.

"Do tej liczby doliczyć należy auta zholowywane na koszt miasta, których także nie brakuje. – Zdarzają się sytuacje, w których dany właściciel sprzedaje auto nabywcy. Ten drugi nie dokonuje jednak przerejestrowania pojazdu na siebie i sprzedaje go kolejnej osobie."

To jest ciekawe. Kto kupuje samochód od innej osoby niż ta wymieniona w dowodzie rejestracyjnym jako właściciel? Przecież to śmierdzi na odległość przekrętem.

Stały numer handlarzy samochodów.
Kupują samochód z przeglądem i ubezpieczeniem, umowę maja jednostronnie wypełnioną, dają kasę i nie zabierają samochodu.
Później w OTOMOTO masz ogłoszenia jednego sprzedawcy, gdzie samochody masz porozrzucane po całej Polsce.
Standard, ludzie tak kupują.