To co piszecie to i tak nic. W Pruszkowie I sesja RM odbyła się jeszcze przed II turą wyborów. Radni PiS żądali aby prezydent Starzyński opuścił miejsce przy stole dla władz miasta, gdyż za 3 dni wybory i nie wiadomo kto wygra. Oczywiście nic takiego się nie stało ale pozwala to wysnuć smutny wniosek że nawet na poziomie rad miejskich PiS to nie jest partia. To stan umysłu.
Tak naprawdę myślę że lokalnych PiSowców najbardziej denerwuje to, że pomimo faktycznego sukcesu jakim było uzyskanie znacznie większej ilości radnych i wprowadzenia do II tury dwóch kandydatów którzy wcale na to nie zasługiwali to są na bocznym torze. Tak samo jak w sejmikach wojewódzkich. Jedyne co im się udało to powiat a i tak największa w tym zasługa eks Carycy Smolińskiej. Gdyby poświęciła swoje osobiste ambicje i nie upierała się przy byciu starostą za wszelką cenę to mogłaby się zawiązać koalicja PO+Mazowiecka Wspólnota Samorządowa. Tak naprawdę członkowie zarządu powiatu z PiS i przewodniczący rady powiatu powinni złożyć się na ogromny bukiet kwiatów dla Smolińskiej, bo gdyby nie ona prawdopodobnie byliby w opozycji pomimo posiadania największej liczby radnych.
W całym tym zamieszaniu ciekawi mnie tylko jedno. Warszawa to bastion PO. Okoliczne gminy zdominowane przez lokalne ugrupowania które być może sympatyzują z partiami krajowymi (np. Grodzisk z PSL) ale jednak nimi nie są. A w Pruszkowie i Piastowie tworzą się bastiony PiS. Nie rozumiem tego. Czemu ludzie nie stawiają na samorządowców tylko na funkcjonariuszy partyjnych?