Nawet jeśli nie stać nas na dług przekraczający 13mln to wciąż mamy margines. Jak przypomnę na koniec przyszłego roku dług ma wynosić trochę ponad 8mln. Zresztą najlepiej to wszystko opisuje artykuł z WPR. Nawet 4-tysięczna Podkowa Leśna przeznacza więcej na inwestycje.

Może Podkowa wydaje mniej na "Lokalny transport zbiorowy" i dlatego ma więcej na inwestycje.
A margines pozostał niewielki. Przeczytaj dokładnie co napisało RIO, a dokładnie i ze zrozumieniem to, co jest pogrubione.

Krótko mówiąc - wszyscy burmistrzowie w okolicy to nieodpowiedzialni idioci, którzy zadłużając swoje JST do poziomu zbliżonego do progów ustawowych sprowadzają je na skraj przepaści finansowej i narażają się na zarzuty o naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Tylko nasz burmistrz kierujący jedną z najmniej zadłużonych gmin w okolicy zachowuje trzeźwość umysłu i uparcie dąży do jedynego słusznego celu - sprowadzenia zadłużenia do poziomu 0. My to mamy szczęście.

Mi chodzi tylko i wyłącznie o wyeliminowanie skrajnych postaw. Zadłużanie jak Gierek to zło. Wmawianie ludziom że zadłużanie jest niebezpieczne to również zło. Kredyt jest normalnym instrumentem finansowym i w rękach odpowiedzialnego człowieka może przynosić korzyści. Nie tyle korzyści finansowe, bo trudno o budowę inwestycji publicznych które by zarabiały na siebie i jeszcze generowały zyski. Mam na myśli coś znacznie ważniejszego, a więc zaspokajanie potrzeb mieszkańców. Dość dobrym przykładem jest przedszkole na ul. Godebskiego. Przecież pomimo, że stare i zużyte to można by było utrzymywać je w stanie używalności przez kolejne lata przy jednoczesnym gromadzeniu środków na nowe, tak by nie trzeba było zaciągać kredytów. Kredyt jednak zaciągnięto. Czemu? Bo w dłuższej perspektywie okazałoby się, że taniej jest zbudować nowe za kredyt niż ładować kolejne pieniądze w niekończące się renowacje 40 letniej konstrukcji.

Oczywiście, że tak. Tylko zauważ, że trzeba zrównoważyć potrzeby inwestycyjne z dziś z potrzebami, które będą jutro i nie dać się zawalić kredytami. Wyobraź sobie, że kolejna władza nie może realizować programu rozwojowego, bo będzie przytkana starymi kredytami - mało komfortowa sytuacja. Zresztą na pewno obecna władza nie zrobi sobie krzywdy, nie inwestując na złość samej sobie. Przecież inwestycje są tym, co mieszkańcy lubią najbardziej, a potrzeby mieszkańców zawsze będą nieograniczone. To władza musi więc zachować rozsądek, liczyć i myśleć o przyszłości. Podałeś bardzo dobry przykład z przedszkolem, ale nie zawsze kredyt finansuje niezbędne inwestycje, których brak naraziłby mieszkańców na trwały uszczerbek lub gminę na niewspółmiernie wysokie koszty. Sam byłem swego czasu zwolennikiem zaciągnięcia kredytu na cele publiczne dla przyszłych pokoleń, co miało polegać na wykupieniu przez miasto łąki za targiem między torami i Warszawską. Teren by się kiedyś przydał, bo miasto nie ma go za wiele, a jest drugą pod względem gęstości zaludnienia gminą w Polsce, ale władze wolały finansować mniej dalekosiężne plany.

Ale podobne dylematy dotyczą praktycznie każdej sfery działalności miasta. Zobacz na MOK. Przez lata nie było pieniędzy na nowy budynek tylko utrzymywano w przyzwoitym stanie obecny. I na dzień dzisiejszy wiemy że sytuacja jest tragiczna bo konstrukcja się sypie. To samo dotyczy ulic. Co lepsze - zapłacić raz za nawierzchnię i przez kilka lat mieć względny spokój czy co roku łatać, sypać i naprawiać aż sytuacja stanie się podbramkowa. Co jest bardziej opłacalne w dłuższej perspektywie? Weź Willę Mulera. Czekamy aż znajdzie się pomysł i pieniądze na to by "coś" tam urządzić. A można było ten budynek zaadaptować na pożyteczne cele już 2 lata temu. 2 lata przez które stoi, niszczeje i generuje dalsze koszty. Do czego zmierzam. Czy z kredytem czy bez efekt końcowy jest taki sam - nowa droga, nowy budynek itp. Otwarta pozostaje kwestia czy warto czekać lata aż się uzbiera środki czy zrobić to teraz na kredyt. Jak widać nie ma dobrych rozwiązań.

Wszystko zależy od podejścia. Moim zdaniem wyznacznikiem decyzji o podjęciu kredytu powinna być niezbędność wydatku. Choćby dlatego, że przy kredycie długoterminowym prowizja dla banku - ponad koszty inflacji - często wynosi kilkadziesiąt procent. Tym samym poważnie uszczuplasz przyszłe możliwości inwestycyjne, nie tylko spłacasz raty, ale łączne wydatki na zapłatę odsetek też nie są takie niskie. Nie jest to więc proste przesunięcie inwestycji w czasie, tylko inwestując dziś za pożyczone pieniądze jutro nie będziesz mógł zainwestować znacznie więcej.
Oczywiście są sytuacje, gdy kredyt jest uzasadniony ekonomicznie, gdy traci się bezpowrotnie jakąś szansę, gdy coś grozi zawaleniem. Ale to nie są sytuacje, że trzeba zrobić kawałek drogi. Bo jeśli dziś weźmiesz kredyt na jakąś ulicę, to jutro nie zbudujesz znacznie dłuższego odcinka innej ulicy, która tak samo wymaga przebudowy. Łatanie drogi nie jest takie drogie w porównaniu z przebudową. A przebudowana droga też po kilku latach zaczyna się sypać.
Budując wolniej budujesz więcej, bo nie wydajesz na odsetki. Gminy lubią kredyty, bo myślą w perspektywie 4 lat.

Pozostaje mieć nadzieję, że każdy z kandydatów w tegorocznych wyborach jasno opowie się jaką politykę ekonomiczną miasta będzie prowadził w razie zwycięstwa. I że będzie umiał to merytorycznie uzasadnić. A każdy z nas wtedy w zgodzie ze swoim sumieniem i przekonaniami wybierze najmniejsze zło

Trudno się z artykułem nie zgodzić. Piastów dziadzieje. Przez X lat nie zaoferował mieszkańcom nic, co powoduje ich zatrzymanie tutaj i chęć płacenia podatków.
Niby najgęściej zaludniona gmina. To gdzie są te pieniądze z podatków? Co zrobiono, żeby zaktywizować wynajmujących mieszkania? Nie dziwne, że nikt nie kwapi się do wspierania miasta, skoro miasto nie oferuje naprawdę nic, poza bliskością stolicy.

Tłumaczenie że Brwinów zatrudnia 120 osób jest co najmniej absurdalne. Niech sobie zatrudnia i 500, jeśli ich stać. W Piastowie co chwilę słyszymy narzekanie, że na nic nie starcza. Jak utworzymy kolejne miejsce pracy, to nie będzie starczać na jeszcze więcej.
W dotacjach unijnych jesteśmy przegrani. Szkoda, że jak mówił to p. Brzeziński, to p. Kubicki uważał inaczej. Cóż, czas brutalnie zweryfikował obietnice. Gdzie dotacje na drogi? (tu też od poprzedniego burmistrza była informacja że się nie uda). Gdzie koledzy z Brukseli? A może to są koledzy na zasadzie widzieli się trzy razy i grzecznościowo wymienili wizytówki...

Powiedzmy sobie wprost - Piastów nie ma szans na istnienie jako samodzielna gmina. Nie rozwinie się, bo nie ma gdzie. Niezbyt trafne plany rozwoju, polegające na sprzedaży ziemi i dogęszczaniu ludzi, zrobiły swoje. Jedyną opcją jest połączenie z kimś.

Powiem szczerze, że zszokował mnie ten artykuł. Oczywiście zgadzam się z jego tezami ale nigdy chyba do tej pory WPR żadnej gminy w ten sposób nie obsmarował...

Co do głównej tezy - przyłączenie do Warszawy niewiele zmieni na lepsze, a sporo zmieni na gorsze. Przede wszystkim nie zmieni się sypialniany charakter Piastowa. Nadal trzeba będzie dojeżdżać do innych dzielnic do pracy, do szkoły, na zakupy... Na super inwestycje też bym nie liczył bo niby skąd by się miały wziąć. W Warszawie chyba nie ma nadwyżki budżetowej. Stracimy też częściową kontrolę nad tym kto nami rządzi. W dzielnicach wybiera się tylko rady, które spośród siebie wybierają burmistrza i zastępców. Jak złe to rozwiązania widać na przykładzie naszego powiatu, gdzie pani Smolińska rządzi trzecią kadencję, podczas gdy w bezpośrednich wyborach nie miałaby zbyt dużych szans bo ludzie jej nie lubią.

Co byśmy zyskali? I strefę, czyli realne oszczędności dla każdego dojeżdżającego. Pojawiłaby się u nas warszawska SM. Ale nic więcej. Cudów by nie było. Może jeszcze prestiż.

Czy warto?

Co zmieni na gorsze? To że decyzje będą zapadały gdzie indziej? Niektóre decyzje zapadają w powiecie, i jak widać, miasto ma z tym spory kłopot - tak, piję do Adasia. Powiat opieszale reaguje na remonty ulic będące w ich władaniu, powiat ma zapewne ważniejsze zmartwienia na głowie niż jakiś tam Piastów. Więc co za różnica, powiat, czy Warszawa?

Czy warto - nie wiem. Warto zapytać mieszkańców Wesołej, a dokładniej - Warszawy-Wesołej. Czy jest im lepiej, czy gorzej? Co się zmieniło in plus, a co jest nie takie, jak sądzili, że będzie?