PMK nie zgodzę się z Tobą w kilku sprawach.
W dobie kryzysu nie jest powiedziane, że podwyżki się należą. Czy to inflacyjne, czy inne, czy też premie, jeśli nie są zapisane w umowie o pracę. Firma w której pracuję przeżyła tylko dzięki mądremu szefowi i zgodzie pracowników. Groziło jej bankructwo, a jest i zaczyna powoli odbijać się od dna, a kryzys uderzył w nią 5 lat temu. UM taka sytuacja nie grozi, więc się nie martwią. My w firmie przetrwaliśmy, straciliśmy premie procentowe od wykonanej roboty, mieliśmy zmniejszony etat do 3/4, a co za tym idzie również pensję. Dopiero w tym roku firma ma na tyle dobrą kondycję finansową, że pozwoliła sobie w pierwszej kolejności dać pracownikom ponownie cały etat i pensję ustaloną w 2006 roku. Inflacja poszła do przodu, a ja tkwię na pensji z 2006 roku, ale w tej firmie chce się pracować, a nie tylko dostawać co roku większą kasę. To jest różnica. Czy w dobie kryzysu, oszczędności i plajtowania wielu firm urzędnik powinien dostawać co roku podwyżki? sztucznie zmieniać stanowisko pracy by mieć wyższą kasę? Grecja pokazuje nam że nie, tam tną wszystko jak leci, pensje urzędników też. Niech wszyscy tak działają jak nasz UM, a będziemy mieć kolejną Grecję w Polsce.
Stokroteczka pisze o "burdelu" jaki zaczął panoszyć się w mieście. Zamiast tworzyć nowe stanowiska pracy w UM, sztucznie przenosić pracowników na wyższe stanowiska, nie lepiej byłoby stworzyć grupę "interwencyjną", gdzie pracę znaleźli by ci którzy chcą pracować, a nie mogą (bo są chorowici, bo są konfliktowi, bo nie potrafią się znaleźć w grupie, bo mało umieją, bo lubią wypić). Zatrudniani na zasadzie dniówek. Niskopłatnych, ale zawsze. Taką grupę, która przycinałaby żywopłoty i kszaczory, która chodziłaby z worem po parkach i sprzątała flaszki, pety itp. Zamiast dawać na tacy z opieki, lepiej dać kasę za pracę. To jest właśnie aktywizacja bezrobotnych. Jak uwierzą w siebie, że potrafią pracować, będą mieć zaświadczenie że pracowali, że dobrze pracowali, łatwiej im będzie znaleźć pracę stałą.