Poziom wyżej (dyrekcja) i dwa poziomy wyżej (samorząd) już jest jednak problem. Po pierwsze trzeba się przyznać, że u nas nie jest wcale tak dobrze, a przecież zależy nam na jak najlepszym obrazie szkoły, bo z tego nas też rozliczą. Dyrekcja też komuś przecież podlega. Czy nauczyciel, który przyjdzie z problemem, może liczyć w takiej sytuacji na wsparcie? Po drugie odkrycie problemu przemocy to dodatkowe środki na oświatę (bo to i dodatkowa ciężka praca), która to oświata i tak stanowi sporą część budżetu gminy czy powiatu. A który burmistrz czy starosta lubi kierownika jednostki, który przychodzi po dodatkową kasę i mówi o problemach? Jeśli już źle się dzieje, to problem zaczyna się na górze. Czy burmistrz jest zainteresowany, żeby zbadać zjawisko przemocy w szkołach i sfinansować odpowiednie działania, kiedy Ożarowska i Paderewskiego są dziurawe, a w przedszkolach brakuje miejsc? Czy wyborcy pojmą, czemu wzrosły wydatki na wynagrodzenia w oświacie?
Gdy małe potworki dokuczają dziecku, to najczęściej przenosi się ofiarę do innej klasy/szkoły, bo tak jest najwygodniej. Po pierwsze nie ma problemu przemocy, po drugie nie trzeba pracować z małymi potworkami i ich rodzicami, co jest niezwykle trudne (zwłaszcza, że rodzice potworków też bywają nie za ciekawi, wśród potworków są dobrzy uczniowie, a tata jednego potworka to nawet jest zasłużony dla miasta i szkoły), po trzecie nie trzeba męczyć gminy o dodatkowe środki na walkę z czymś, co lepiej, żeby nie istniało (przecież to szkoła z renomą, a wy ją zapuszczacie i jeszcze wam płacić mamy).Statystyki: Napisane przez Marcin — Wt, 18 sty 2011, 16:40
]]>